Zacząłem jakiś czas temu wątek z wątpliwościami co do tego, którego Ogara kupić na codzienną dojazdówkę zagranicą (T1, 200 czy 205). W międzyczasie wątek dość mocno meandrował, a motorower się już u mnie pojawił, więc zakładam dedykowany tutaj
W dniu zakupu Ogar wyglądał tak:
I na pace...:
Lakier ori (stan znośny, nieidealny), zapłon Rakso, gaźnik Amal 16T, opony 2.5.
Rok produkcji 1990 (wg dowodu) i 1989 (wg ramy).
Silnik na dotarciu na syntetycznym Castrolu, po wymianie tłoka i szlifie cylindra (cylinder oryginalny).
Moje pierwsze odczucia były takie, że trochę jakby za mocno dymi jak na syntetyk, a i moc na dwójce na niskich obrotach doopy nie urywa (a z przodu zębatka to 11z).
Ponieważ ścigacz ma śmigać na co dzień zagranicą i chcę mieć go maksymalnie ogarnietego tutaj, to zaprowadziłem na przegląd ogólny do majstra. Trasę do majstra (105km) przejechał bezproblemowo, robiłem 10min postoje co 25km:
Majster się przejechał i obejrzał, stwierdził, że na pierwszy rzut oka remont wygląda na zrobiony zgodnie z zasadami sztuki, moc jest ok (toto trzeba wysoko kręcić Panie, to nie jest TS350 a jedynie 50), a jak się skróci kolanko (bo ciągle długie) to może się jeszcze poprawi.
Luzów na lagach nie ma, ogólnie jest pozytywnie, poza tym, że przedni hamulec de facto nie istnieje.
Dodatkowo, ponieważ zagranicą musi mieć kierunki i światło stop, to to będzie też dorzeźbione (czujniki, wiązka, akumulator).
Jako, że robota jest pilna, a standardowe terminy odległe, to jest robiony po trochu wieczorami niejako poza kolejką. Na razie wygląda na to, że uszczelnienie w środku poległo:
reszta się okaże...