Zakładam ten temat bo ostatnio sprezentowałam sobie dwie książki o tematyce motocyklowej
Sporo jest w nich ciekawostek, więc pomyślałam że podzielę się nimi
Komentarze mile widziane
Fragment książki Automaniaczka.
"
Emzeta
Korzenie firmy Motorradwerk Zschopau, czyli MZ sięgają początku poprzedniego wieku. Historia zaczęła się od przedsiębiorstwa o nazwie DKW. Fabryka z Saksonii kombinowała ze skuterami na długo przed tym, jak te rozpanoszyły się we Włoszech. Już w połowie lat 20. XX wieku z Zchopau wyjeżdżało dziennie 300 jednośladów i 300 gotowych silników, a w roku 1932 nasz DKW połączyła się z Horchem, Audi i Wanderer, tworząc... Audi (tę nazwę zna każdy). Kiedy wybuchła II wojna światowa, po niemieckich "autostradach" jeździło już pół miliona jednośladów DKW. Potem powtórzył się scenariusz znany z Simsona [
tak w ogóle wiecie, że Niemcy wymawiają nazwę jako Zimzun? ], czyli Rosjanie wywieźli całe wyposażenie fabryki na wschód. Dopiero w 1949 roku pozwolono na wznowienie produkcji - Niemcy zaczęli tłuc masowo jednoślady na podstawie przedwojennych planów DKW, bez patentu. Stąd był już tylko krok do 1952 roku i założenia VEB Motorradwerk Zschopau, czyli - w skrócie - MZ.
Twórcą dwusuwowego silnika do pierwszych motocykli tej firmy był Walter Kaaden, inżynier związany z przemysłem zbrojeniowym. To on, w oparciu o doświadczenia zyskane przy konstruowaniu pocisków V1, opracował tłumik emzety, który dawał dwusuwom totalnego kopa. Kaaden wypłynął na światło dzienne, kiedy enerdowskie motocykle zaczęły triumfować na arenie międzynarodowej. Chwała NRD nie trwała jednak długo. Niejaki Ernst Degner - motocyklowy gwiazdor-rajdowiec, człowiek Kaadena - wykradł bowiem sekret jego tłumików, a potem uciekł na Zachód, gdzie sprzedał technologię... Suzuki! Japończycy do dziś chwalą się, że dzięki temu mogli zwyciężyć w klasie 50 ccm. Co później stało się z Degnerem? Podobno przedawkował środki przeciwbólowe, które uśmierzały cierpienia spalonej w wypadku motocyklowym skóry. Ci lepiej doinformowani plotkowali, że to nie był wypadek, lecz zemsta tajnych agentów Stasi.
Firma z Zschopau produkowała swoje jednoślady do roku 2008, kiedy zatrzymano taśmy (właścicielem był wtedy koncern Hong Leong z Malezji). Resztki po imperium MZ przejął były zawodnik Moto GP Ralf Waldmann. Jako ciekawostkę dodam tylko, że po upadku NRD licencję na emzetki sprzedano Turkom. I jeszcze że niemieckie dwusuwy składano w Brazylii, a w latach 60. powstał prototyp z silnikiem rotacyjnym (Wankla). Poza tym emzetki uczestniczyły (i wciąż uczestniczą) w wyścigach. Oczywiście dla amatorów, ale (i to zabawne) na torze w Wielkiej Brytanii można sobie wynająć motocykl z ekspertem, mechanikami - wpisowe 500 funtów (cena całkiem świeża, bo tegoroczna za jeden start)."
"
Czasy jednośladów
Polska miała pecha - Rosjanie otoczyli nas kordonem tak zwanej przyjaźni i na blisko 45 lat znaleźliśmy się w strefie, gdzie normalna ekonomia nie miała racji bytu. Kiedy Amerykanie odkładali dolary, u nas żadnej waluty mieć nie było wolno, więc ludzie inwestowali w cztery koła. Ale fabryki wciąż produkowały za mało, za słabo i nie na czas, a import był mikry. Pieniędzy Kowalski nie miał także dlatego, że socjalizm każdemu dawał po równo - z pensji "czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy" można sobie było (i to w zasadzie tylko na raty) nabyć meblościankę, dywan lub pralkę. Samochód dla większości stał się nieosiągalnym marzeniem, bo na wolnym rynku auto kosztowało abstrakcyjnie dużo. Taniej można było je dostać z przydziału, a więc tak zwany talon i to po odczekaniu nawet kilku... lat w kolejce! A potem trzeba było jeszcze kupić benzynę - w latach 70. na drodze ze stolicy do Zakopanego były tylko dwie stacje benzynowe, a lata 80. to już kartki i przydział 30 litrów na miesiąc (jednorazowo można było wlać do baku tylko 10). I w tę lukę idealnie wpasowały się motocykle. Też trzeba było mieć talon i zapisać się na listę społeczną, ale taki sprzęt był tańszy, a więc - bardziej dostępny. PRL to był najlepszy czas dla jednośladów."