Ostatnio pisałem z tasiemką i jakoś się tak zacząłem nudzić, a że nuda jest zła na wszystko to zacząłem myśleć
i wpadłem na genialny pomysł
Znalazłem starą lancę od opryskiwacza, jakąś rurę, kilka kół i jakieś długie metalowe coś.
Myślę...

Zbuduję sobie jednak rower! Korby, zębatki jakieś tam są to coś może wyjdzie.
Narysowałem sobie go śrubokrętem na ziemi, wyciągnąłem kątówkę i spawarkę elektrodową i zacząłem działać!
Myślę z czego by tutaj zabrać główkę ramy...
Mam krzywą ramę z Ogara 200! Genialne! Wytargałem tą ramę, patrzę a tam nawet lagi i wahacz jest! Miodzio! Ujrzałem buzię w tęczu i wpadłem na pomysł zrobienia roweryka wyczynowego! Wyczynowy to dla tego, że jak on pojedzie to będzie dopiero szok.
Raz, dwa! Rama prawie jest! Tutaj wygniemy, tu przytniemy, tutaj wyspawamy i będzie kawałek ramy.
No tak, ale to jeszcze jest za słabe, nie wytrzyma. Mam jeszcze rurę!

Trzy, cztery! Tutaj wygnę, tutaj utnę, tutaj wepcham i przyspawam.
Po chwili moim oczom ukazała się już prawie rama!
No tak, ale to nadal nie wygląda na rower. Więc biorę, wyciągam siodełko z innego roweru i też spawam na taką wysokość jaką mi trzeba. Ale to jeszcze kierownica! Gdzie?
Matulu!

Jest i ona! Jest i amortyzator! Łał! To już coś przypomina! Ale nadal to nie roweryk! To nie to! Gdzie są korby, łańcuch i zębaki? Ach! W skrzynce na regale!
[youtube]r26TcZtzzE8[/youtube]
Myślę robić, ale nie, nie miałem już jak! Siła wyższa działa jednak! Musiałem opuścić miejsce pracy i jechać klepać! Myślę, nie! Nie odpuszczę! Roweryk powstanie, ale jednak nie dziś.

Natchnienie mi podpowiada, abym o nim wspomniał, więc wspomnę.