Witam,
odebrałem dzisiaj mojego Sporta. No nie jest dobrze

. Pisałem o tym albo nie, ale dałem go do poskładania w zewnętrznym serwisie. O ile dotychczas chłopaki sprawiali wrażenie profesjonalistów, to po odebraniu rower wymaga kolejnych poprawek... Dla wyjaśnienia - oddanie do złożenia roweru komuś innemu wynikało z faktu, że nie mam warunków i kompetencji do takich prac (stojak, miejsce, narzędzia itp.). Efekt jest taki, że:
- porysowany jest mostek, który szlifowałem przez 6 dni
- źle nakleili naklejkę podsiodłową (ma zmarszczki i muszę zamówić nową)
- naklejka na widelcu też jest naklejona krzywo ale tutaj będę już uważał, że tak "fabryka robiła" (przesunięcie jest niewielkie ale mnie wkurza)
- owijka w stosunku do mostka ma "rozjazd" lewo / prawo (jest niesymetrycznie zakończona o kilka ładnych milimetrów) - tu na szczęście sam sobie poradzę
Oczywiście dzięki temu przy finalnym rozliczeniu zaoszczędziłem parę złotych ale nie o to chodzi. Odbierałem rower sądząc, że to już koniec - zapłaciłem, więc jest zrobione "tip/top" (czy ktoś używa jeszcze takich określeń

?). Teraz okazuje się, ze dostałem "gotowy" rower, tylko muszę jeszcze wykonać trochę pracy. Czas na wnioski:
- głupi ja
- naucz się sam
- za to co zapłaciłem wyposażyłbym się w komplet narzędzi i stojak
I proszę o nie pastwienie się nade mną w komentarzach. Już wiem, że w odnawianiu naszych maszyn liczy się tylko własna praca.
Biorąc powyższe - nie wyślę Wam zdjęć odnowionego Sporta, bo nadal nie jest w stanie, w jakim chciałbym Wam go pokazać. I do tego jeszcze musiałem chłopaków z serwisu poprosić o pożyczenie siodełka, bo moje nadal nie dotarły. Ten post jest jedynie wynikiem frustracji i chęci wyrzucenia z siebie złości. Trzy miesiące pracy, kupa wsadzonej kasy i miażdżąca (dla mnie) konkluzja:
Wróciłem nim z serwisu do domu. I dochodzę do wniosku, że ten rower nie nadaje się nawet do codziennej jazdy (mam na myśli dojazd do pracy - 8 kilometrów; nie mówię o kręceniu "kilometrów"). Niedziela i tyle. Mechanicznie jest nie do opanowania - pewnie za jakiś czas się przyzwyczaję ale poziom braku jakiejkolwiek precyzji jest nie do wiary. Dla wyjaśnienia - ja od 10 lat nie siedziałem na ŻADNYM rowerze, więc nie porównuję działania przerzutek z dostępnymi na rynku, indeksowanymi zestawami. Wrażenia z pierwszej jazdy porównuję z jazdą samochodem trzymając komórkę w jednej ręce i papierosa w drugiej, a przy okazji mam zmieniać biegi patrząc na lewarek, kręcić kierownicą i patrzeć na drogę. Ja wiem, że w tych rowerach tak to działało (kilkanaście lat temu jeździłem Wagantem i Sportem). Ale po takim czasie odczuwam szok. Mój egzemplarz przedniej przerzutki ma tak słabą sprężynę, że po wrzuceniu niższej tarczy muszę się schylić i dopchnąć prowadnicę

, bo inaczej łańcuch będzie o nią trzeć, co doprowadza mnie do szału... Zamontuję inny egzemplarz, który mam "w odwodzie" ale czy to coś zmieni ?
Tak więc mam odnowiony klasyk. Wygląda...dobrze. Ale poziom rozczarowania - bezcenny

. Nie spodziewałem się cudów, ale to z czym się dzisiaj zetknąłem powoduje kosmiczną zgagę.
Za kilka dni wyślę zdjęcia "produktu finalnego" (muszę poprawić to i owo).