08-06-2014, 20:54:35
Czym była by niedziela bez nowego roweru? - pomyślał wnusiu wsiadając na swój najnowszy nabytek.
Od początku. Jak zapewne pamiętacie, miałem już nie kupować składaków. Jak zwykle wyszło z tego tyle co nic. Wigry wypatrzyłem dzisiaj na targowisku zastawione koszem na pranie i Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze. Kątem oka zauważyłem leżącą na tylnym kole kartkę "50ZŁ". Nie ma opcji! Poszedłem dalej. Oczywiście daleko nie zaszedłem, po jakichś 10 metrach się zawróciłem i dobiłem targu płacąc za tą bestię oszałamiające 35zł. Co ciekawe - Wigry odkupiłem (chyba) od tej samej Pani, od której brałem mojego drugiego składaka w życiu - Jubilata z '89. To było chyba ze 3 lata temu!
Aparat póki co nie żyje, więc łapcie zabójcze zdjęcia z telefonu.
Słowo na niedzielę o rowerze. Podczas powrotu do domu bezczelnie podłączyłem się pod paradę z okazji Wrocławskiego Święta Rowerzysty. Daleko z nimi nie ujechałem, złapałem gumę i byłem zmuszony wrócić do domu autobusem. Jutro planuję skleić dętkę oraz podnieść siodło i kierownicę. Od kilku dni rozbijam się po mieście zajechanym Wagantem i Wigry wygląda przy nim naprawdę mikroskopijnie. Rowerek zachował się w stanie naprawdę niezłym, po oponach widać że stał przez dłuższy okres. Torpedo reaguje praktycznie natychmiastowo, naklejki i lakier (nie różowy! wrzosowy!) są w naprawdę ładnym stanie. Składak wymaga drobnych poprawek typu ogarnięcie oświetlenia. Wbrew pozorom Wigry wyjątkowo mi się podoba. Pochodzi z fajnego okresu w historii Polski, w którym absolutnie wszystko musiało być kolorowe, zrywające z PRLowską szarością i monotonią. Wiele z nich nie pamiętam, ale fajne to były czasy.
Jak się widzi?
Od początku. Jak zapewne pamiętacie, miałem już nie kupować składaków. Jak zwykle wyszło z tego tyle co nic. Wigry wypatrzyłem dzisiaj na targowisku zastawione koszem na pranie i Bóg raczy wiedzieć czym jeszcze. Kątem oka zauważyłem leżącą na tylnym kole kartkę "50ZŁ". Nie ma opcji! Poszedłem dalej. Oczywiście daleko nie zaszedłem, po jakichś 10 metrach się zawróciłem i dobiłem targu płacąc za tą bestię oszałamiające 35zł. Co ciekawe - Wigry odkupiłem (chyba) od tej samej Pani, od której brałem mojego drugiego składaka w życiu - Jubilata z '89. To było chyba ze 3 lata temu!
Aparat póki co nie żyje, więc łapcie zabójcze zdjęcia z telefonu.
Słowo na niedzielę o rowerze. Podczas powrotu do domu bezczelnie podłączyłem się pod paradę z okazji Wrocławskiego Święta Rowerzysty. Daleko z nimi nie ujechałem, złapałem gumę i byłem zmuszony wrócić do domu autobusem. Jutro planuję skleić dętkę oraz podnieść siodło i kierownicę. Od kilku dni rozbijam się po mieście zajechanym Wagantem i Wigry wygląda przy nim naprawdę mikroskopijnie. Rowerek zachował się w stanie naprawdę niezłym, po oponach widać że stał przez dłuższy okres. Torpedo reaguje praktycznie natychmiastowo, naklejki i lakier (nie różowy! wrzosowy!) są w naprawdę ładnym stanie. Składak wymaga drobnych poprawek typu ogarnięcie oświetlenia. Wbrew pozorom Wigry wyjątkowo mi się podoba. Pochodzi z fajnego okresu w historii Polski, w którym absolutnie wszystko musiało być kolorowe, zrywające z PRLowską szarością i monotonią. Wiele z nich nie pamiętam, ale fajne to były czasy.
Jak się widzi?