Chlopcy Rometowcy - Forum Romeciarzy!

Pełna wersja: Satelita '89
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Chuligany! Bandyty! Oczy podbiły temu Trabantu!



Od dwóch lat zrobiłem prawie 12 tysięcy w różnych warunkach. W deszczu takim, że ledwo było cokolwiek widać, a nadjeżdżające z naprzeciwka ciężarówki prawie zmywały mnie z drogi. Po polnych drogach typu tarka, gdzie głowę czasem urywało. Zdarza się jakiejś dziury nie ominąć i wpadnę, a i prędkości osiągam różne. Nigdy nic nie zgubiłem.
Wczoraj, pięknego, słonecznego dnia. Na równej, prostej drodze jadę sobie spokojnie, powoli, kiedy nagle słyszę: sru-brzdęk-ratatatatatata! Hamulec w podłogę. Koło nie odpadło, bo by ściągnęło w którąś stronę. Drzwi dalej na miejscu, czyli dobrze je dokręciłem. Więc ki czort? Jakaś blacha leżała? Patrzę w lusterko: no niemożliwe. Kilkanaście metrów za mną, na środku drogi, jak gdyby nigdy nic leży sobie... obwódka lampy. Bałem się o nie na początku, ale z czasem, po tym co razem przeszliśmy, przestałem. A teraz mi taki numer robi. No nic. Wyszedłem i ciągle powtarzając, że "to przecież niemożliwe" podniosłem ją, założyłem i pojechałem dalej.
Strat wielkich nie było, chociaż po upadku wpadła pod koło (opona się odbiła), które ją wystrzeliło, jak podejrzewam, w kierunku krawężnika i dopiero w wyniku odbicia się od niego wylądowała tam, gdzie ją zauważyłem. Mimo to nie wgniotła się, jedynie farba się pouszkadzała, w związku z czym obie poszły w czerń. Szprejem, na lenia, zobaczymy jak wytrzymają zimę.

A przy okazji malowania podłogi oberwało się też zderzakom dzięki czemu przenieśliśmy się w świat tuningu lat '80, kiedy wszystkie chromy na autach zostawały "uplastikowione" grubą warstwą czarnej farby. Niestety jak mam coś malować to budzi się we mnie ten przysłowiowy "dziadek z pędzelkiem" i jak zrobię już wszystko to kręcę się tak długo, aż coś jeszcze do malowania wynajdę.
Tutaj jest tylko imitacja plastikowych końcówek z nowszych zderzaków. Pomalowałbym całe, ale to już większa operacja, a na to niezbyt był czas. Choć raczej nie wyjdzie im to na złe, bo wszelkie odpryski były zabezpieczane tym co akurat było na pędzlu, a już końcówki w szczególności, ale i reszta zderzaka ma kilka takich kropek. Z daleka tego nie widać, bo zawsze był to jakiś odcień szarości, ale z bliska łatwo te miejsca zauważyć.
Tylne lampy też dostaną ze szpreja, żeby pasowały do reszty i w ten sposób, powolutku, zbliżamy się z lat '70 do jego roku produkcji.

Ale powiem wam coś: cieszę się z tego, że on jest malowany, spawany i to, hmm, mało profesjonalnie. Potrzebuje otwór to robię, najdzie mnie na czarne zderzaki to pędzel w dłoń i są. Mówcie co chcecie, ale to naprawdę frajda. O wychuchany oryginał ciągle bym się bał, dorabiał lakiery pod kolor, oddawał do lakierników, żeby nic nie napsuć. Tu po prostu bawię się tym co jest i to sprawia mi największą przyjemność, a przecież o to chodzi w posiadaniu takiego auta. Blacharsko go nie zrobię, ale jeśli się uda to spróbuję sam go pomalować (nie, nie pędzlem). Może nie wyjdzie idealny i wychuchany jak inne, może zrobię to gorzej niż jest teraz, ale będzie mój i nie będę bał się go ruszyć, żeby nic nie uszkodzić.
Nawet nie wiesz jak cie rozumiem Big Grin

Mam poniekąd to samo z maluchem. Może nie tyle ciesze się z tego czy i jak był naprawiany, co uważam że skoro jest mój to robię go po swojemu. Jak mi się podobają progi w kolorze, to mam w kolorze, jak chciałem pomalowac zderzaki szprajem , to pomalowałem Smile Najważniejsze to dobra zabawa i satysfakcja. Te auta mają swój klimat nie tylko dlatego że są "stare" i "polskie", ale dlatego, że są bardzo charakterystycznym elementem minionych czasów, w których wielu z nas dorastało i dojrzewało. Każdy pamięta je na swój sposób. I tak ja pamiętam maluchy jako te często spotykane, ale nie raz nie dwa "tuningowane" co powodowało, że niektóre odróżniały się od innych. U siebie na ten przykład mam tylną półkę z głośnikami, tak charakterystyczny element tamtych lat, że nawet znajomy, którego ostatnio spotkałem powiedział, że sam to pamięta Big Grin
Końcówka tegorocznego kwietnia. Późne popołudnie. Ze skrzyżowania w Lubinie zjeżdza szaroniebieski Trabant. Kilka sekund potem daje się słyszeć głośne stukniecie. Jak się później okaże spod auta wylała się szklanka oleju. Każdy kolejny, choćby najmniejszy, przechył nadwozia jest sygnalizowany ocieraniem ząbkowanego metalu o metal. Kierowca zatrzymuje się i kładzie pod samochód, ale nic nie zauważa. Postanawia powoli kontynuować jazdę, ale w ciągu następnych trzydziestu kilometrów zatrzymuje się jeszcze kilka razy. Dopiero pod samym domem ukazuje mu się obraz zniszczenia


Dawid, właściciel:
-Nie mam pojęcia jak to się mogło stać. Jeszcze gdyby urwało się to drugie, blisko środka, to bym zrozumiał. Tam stała woda i pojawiła się powierzchowna rdza. Ale poszło to zewnętrzne, a one były w świetnym stanie. Żeby to się nie zmieniło nawet zalałem je olejem. A przykrecając śrubę kląłem po co ona ma aż 60 milimetrów, skoro wystarczyłoby 20. Teraz wiem, że uratowało mnie to przed zwiedzaniem rowu.

Także ten. Tandeta i niemiecka lipa! Wytrzymało tylko trzy dekady!
Standardowa usterka w Trabancie. Mocowanie tylnego wahacza. Wytłoczka z blachy z centymetrowym gwintem wewnątrz. Wahacz rusza się tylko na gumowych pierścieniach, blacha pracuje aż w końcu się urywa. Zaleca się podczas remontu odciąć je i wspawać nowe, wytoczone. Ale mój do remontu nie dojechał. Zaufany blacharz ma sporo roboty, więc stoimy w długiej, rocznej kolejce, bo jak już będę to robił to wymienię wszystkie cztery. Prowizorycznie złożyłem to do przysłowiowej kupy, żeby dał radę bezpiecznie się przemieszczać. Znalazłem mu nawet dach nad dach, żeby nie marniał na dworze, ale po dwóch miesiącach nas wyrzucili bez powodu (a w miedzyczasie był do wzięcia inny, lepszy garaż, ale skoro miałem już ten...). Póki co to by było na tyle.
Ale spokojnie, nie sprzedam, będę robił. Trabant ma u mnie dożywocie, co by się nie działo.
Odpalił. Ruszył. Pojechał. Działamy!

Coś Ty mu zrobił?
Toz teraz tego nie pospawasz facepalm
Ja rozumiem tunung starego klasykai i odciążenie sprzętu dla lepszych efektów - ale chuba przesadziłeś XD
Taka mała rada na przyszłość
Nie tnij oraz nie spawaj/wstawiaj elementów blacharskich na podnośniku.
Postaw na kobyłki, wypoziomuj.
Nadwozie bardzo się skręca a krzywego traba chyba nie chcesz.
Masa wrogiem przyspieszenia!



joozek To je amelinium... znaczy ten, duroplast. Tego nie pomalu... nie pospawasz Big Grin
To wszystko jest mocowane na wkręty i klej. Błotniki, poszycie drzwi, maska, klapa bagażnika i dach są z tworzywa. Aktualnie dążę do pozostawienia jedynie stali, z drobnym wyjątkiem dachu.

Jaca Czy to nie wyjdzie na to samo? Ten podnośnik ma regulowane podpory, każdą można ustawić według potrzeb. Wydaje mi się, że jest to równoznaczne z wypoziomowanymi kobyłkami.
Mydelniczka????
Big Grin
Byle się nie bujał na tym podnośniku, miałem kiedyś traba rocznik 78' wiotkie to i gibkie było niesłychanie.

Chodzi o to żeby podczas cięcia podłogi czy tych śmiesznych pseudo słupków ten metalowy szkielet się nie zwichrował.
Mierz przed wycięciem i rozpórki wstawiaj.

Chociaż może to nie ma aż takiego znaczenia, nie jeden magik wymieniał progi i podłogę na kołysce ?
I pojechał...


sad
Oddałeś go na zlom?
facepalm
Nie no, aż tak źle to nie jest.
Ale muszę się przyznać, że liczyłem na taką reakcję Big Grin
Wrócił następnego dnia, wypiaskowany do poziomu okien. Teraz powolutku będzie robiony, może do końca lata zdążę się przejechać.
Wszyscy coś piszą, a o mydelniczce chyba już każdy zapomniał. Wypadałoby więc też coś wrzucić.

Trochę ze wszystkim zeszło. Piaskowanie odkryło podłogę do wymiany, wycięte do wymiany nadproża ukazały zardzewiałe od środka progi, nowe elementy blacharskie będą jeszcze długo inspirować mnie do tworzenia nowych przekleństw, a dach... zresztą sami zobaczcie:


I niech mi ktoś teraz powie, że nie trzeba zdejmować dachu podczas remontu Trabanta. Inną obowiązkową rzeczą do zrobienia przy tej okazji jest wspawanie nowych kielichów tylnego zawieszenia. Dlaczego, pewnie wiecie :F

Zdjęcie już po zabezpieczeniu podłogi, bo gdzieś posiałem to zrobione po spawaniu.

Zdecydowałem się też na profesjonalne lakierowanie, niestety nie mam warunków ani czasu na tak wielkie przedsięwzięcie. W związku z tym, kilkoma wprowadzonymi usprawnieniami konstrukcji oraz wielu innym, niewymienionym wyżej, niespodziankom całość kosztowała dwie taczki pieniędzy zamiast jednej. Trudno.

Ale chyba było warto. W lutym, ze stanem licznika 85805 km, wrócił na drogi:


A dlaczego akurat taki? Bo taki mi się upatrzył już dawno:


Z tyłu też po mojemu:


Czarnymi tablicami nacieszyłem się niestety tylko dwa tygodnie, po czym zostałem poproszony o powrót do białego szkaradztwa. Ale jeżdżę normalnie, więc nie będę ryzykował. Co innego, gdybym wyciągał go od wielkiego dzwonu, wtedy pewnie nikt by mnie w życiu nie wyłapał.



Do dzisiaj zrobione już ponad pięć tysięcy kilometrów i jakimś cudem nadal wszystko działa. W dodatku po pięciu latach doczekał się w końcu automatycznie uruchamianego światła wstecznego, są postępy :F
Teraz zobaczymy, kiedy błagający już o remont silnik całkiem się podda...
Ależ on pikny Blush
Stron: 1 2 3
Przekierowanie