02-03-2014, 21:01:03
Powoli powraca ten magiczny czas, że co niedzielę, z targu wnusiu wraca z rowerem. Dzisiaj trafił mi się naprawdę ciekawy okaz. To Romet Tyler z 1976 roku. Pojazd posiada bardzo ciekawy (w dodatku w 100% sprawny!) bajer - mianowicie są to przerzutki w piaście. Biłem się z myślami - borze, przecież nie mogę kupić kolejnego (dwudziestego piątego? już się pogubiłem) roweru! Nie mogę, nie mogę, nie mogę ... DAJĘ 60ZŁ I ZABIERAM. A BIERZ PAN! Pan mi go odpiął od słupa i tryumfalnie odjechałem.
Do wyrzucenia jest siodełko - jest w totalnej rozsypce, ale jeszcze od biedy da się na nim podróżować. Wróćmy do tematu biegów. Sam rower ma raczej niewielkie rozmiary, dzięki czemu dość łatwo go rozbujać. Na pierwszym biegu przemieszcza się raczej powoli, drugie przełożenie jest wprost stworzone na wzniesienia, natomiast trzecie czyni z tego trupa prawdziwą wyścigówkę. Podczas dzisiejszej krótkiej przejażdżki brałem nim wszystkie chińczyki. Co ciekawe - rower nie ma miejsca (mocowania) na żadne oświetlenie, nóżkę czy bagażnik. Jeździ się na nim dość osobliwie, ale to pewnie dlatego, że to siodełko jest takie do niczego.
Jak się widzi?
Do wyrzucenia jest siodełko - jest w totalnej rozsypce, ale jeszcze od biedy da się na nim podróżować. Wróćmy do tematu biegów. Sam rower ma raczej niewielkie rozmiary, dzięki czemu dość łatwo go rozbujać. Na pierwszym biegu przemieszcza się raczej powoli, drugie przełożenie jest wprost stworzone na wzniesienia, natomiast trzecie czyni z tego trupa prawdziwą wyścigówkę. Podczas dzisiejszej krótkiej przejażdżki brałem nim wszystkie chińczyki. Co ciekawe - rower nie ma miejsca (mocowania) na żadne oświetlenie, nóżkę czy bagażnik. Jeździ się na nim dość osobliwie, ale to pewnie dlatego, że to siodełko jest takie do niczego.
Jak się widzi?